2 dzień pobytu zaczął się od zwiedzania. W towarzystwie ekipy przemierzałam Shijo Dori, ulicę, na której znajduje się wiele sklepów z rękodziełem, np. kanzashi w najbardziej klasycznej formie, czyli ozdoby do włosów z jedwabiu, sztucznego szylkretu (naturalny jest nielegalny ze względu na ochronę żółwi) i metali szlachetnych; wachlarze w wielu rodzajach; kimona; oraz mnóstwo typowo turystycznych pamiątek z syntetycznego chirimen. Jednak to był dopiero początek, bo prawdziwe emocje zaczęły się, kiedy skręciliśmy w Gion, dzielnicę rozrywki.
Moja Mekka, miejsce zamieszkania i pracy gejsz. Jak gąbka chłonęłam atmosferę drewnianej, starówkowej zabudowy, wypalając w pamięci widoki, których nie chcę nigdy zapomnieć. Hanamikoji, główna aleja w Gion, jest pełna ludzi, tak jak się spodziewałam. Maiko wzbudzają sensację, tak jak się spodziewałam. Ale przykry był widok dziesiątek turystów, którzy potrafią zachodzić im drogę, by strzelić lampą błyskową w twarz… Fakt, gejsze pełnią w Kioto rolę celebrytek, ale to nie powinno przesłaniać faktu, że maiko to nastolatki, które ludzie śledzą, dotykają, podsuwają obiektywy przed twarz, byle mieć trofeum w postaci dobrego zdjęcia, kompletnie zapominając, że zachowują się w tym celu jak hieny. Słyszałam o tym zjawisku, ale obserwowanie skali tego zezwierzęcenia na własne oczy jest… rozczarowujące. Nie rozczarowało mnie Gion, rozczarowali mnie ludzie, którzy nie są tam po to, by doświadczyć czegoś nowego, rozwijającego, tylko by zdobyć dużo lajków pod zdjęciem w mediach społecznościowych. Pamiątkowe zdjęcia są miłe, ale można je robić tak, by miejscowym nie uprzykrzać życia.
Powracając do miłych doświadczeń – Gion mnie urzekło, oczarowało i zachwyciło. Wyłapywałam dookoła widoki, które widziałam w relacjach z podróży innych osób. Niby obce, ale widziane tak wiele razy zdawały się dobrze znane. Plakaty reklamujące festiwale z udziałem Gejsz, tabliczki z imionami przy drzwiach ich domów… Skręciliśmy w boczną uliczkę. Wąską alejkę, która musiała dokądś prowadzić, bo sama w sobie nie wyróżniała się niczym szczególnym. Zaprowadzono mnie pod drzwi budynku, które też widywałam na zdjęciach. Serce zabiło mocniej, gdy zaczęłam rozpoznawać imiona na tabliczkach nad drzwiami. Jedna z moich ulubionych geiko, Tsuruha; wiele imion z linii Mame- i -ha, mimo że nie wszystkie znaki były mi znane, zaczęłam się domyślać, że stoję pod Tama-okiya, jednym z największych i najbardziej znanych domów gejsz, gdzie mieszkają: Mamekiku (moja ulubiona maiko), Mamefuji (najpopularniejsza w całym Kioto), Yukiha, Eriha i kilkanaście innych dziewcząt.
Zaczęłam się domyślać, że telewizja przygotowała mi atrakcje dużo bardziej spektakularne, niż się spodziewałam. I miałam rację, kiedy po wejściu do przedsionka przywitał mnie nie kto inny, jak Mamefuji i Mamekiku! Byłam tak zaskoczona, że kompletnie zapomniałam wszystkich podstaw japońskiego, którego się uczyłam i dobrą chwilę zajęło mi otrząśnięcie się z szoku, zanim zdołałam się przywitać. Po krótkim zapoznaniu zaproszono mnie do pokoju, w którym miałam poczekać, aż przygotują się do dalszych nagrań do programu. Wykorzystałam ten czas, by opanować choć trochę emocje (czułam się wręcz skrępowana własną ekscytacją), jednocześnie zdając sobie sprawę, co się właśnie dzieje. Telewizja otworzyła mi drzwi, które byłyby zamknięte dla zwykłej turystki i w życiu taka szansa się nie powtórzy. Myślałam, że może zabiorą mnie do Gion Corner, gdzie można zobaczyć tańczące gejsze, ale w życiu nie spodziewałam się, że umożliwią mi rozmowę w ich domu. Kiedy zaproszono mnie na piętro, po drodze przywitała mnie Tamakazu we własnej osobie, kiedyś gejsza, dziś właścicielka domu, do której gejsze zwracają się „matko”. Widziałam też jak Yukiha i Eriha, dwie inne maiko, siedzą za nią w kuchni jedząc posiłek, zerkając zaciekawione, cóż to za poruszenie w domu i co to za wariatka tak podskakuje z radości. Weszłam więc na górę, gdzie poproszono mnie do garderoby. Mamefuji już czekała przy lustrze, z kosmetykami wokół siebie. Już wiedziałam, co się święci – będę mogła zobaczyć z bliska cały proces bielenia twarzy….