Dziś prezentujemy ostatnią część wspomnień Pani Joanny i Pana Andrzeja Babskich, właścicieli Pensjonatu Villa Japonica.
No, ale powiedzmy, że dotarliśmy już do łaźni, a właściwie do przebieralni, i tu, na początek zdejmujemy kapcie. Starannie, równiutko ustawiamy je przodem w kierunku wyjścia. Podczas mojego kąpielowego debiutu w japońskiej łaźni, próbowałem zapamiętać gdzie stoją moje kapcie, ale obok stało już kilkadziesiąt par w takim samym kolorze, więc po krótkiej chwili, nie byłem już pewien które są moje. Znalazłem sobie wolną szafkę z koszykiem, gdzie mogłem pozbyć się wszelkich zbędnych imponderabiliów. Szybko zrozumiałem do czego służy maleńki bawełniany ręczniczek, który wszyscy Japończycy zabierali z sobą maszerując do rzeczywistej łaźni. Ten skrawek tkaniny pozwalał ukryć najintymniejszą część mojego ciała.
Chyba czułem się nieco skrępowany. Jeszcze przed chwilą, w świetle reflektorów, w scenicznym stroju, grałem dla moich obecnych współtowarzyszy, a teraz solidarnie wszyscy maszerujemy z gołymi pupami do wspólnej łaźni. Najgorsze, że byłem moooocno rozpoznawalny, wśród moich czarnowłosych kompanów. Moje włosy z pewnością nie były czarne a nawet trudno do końca powiedzieć, że w ogóle były. Od dawna bowiem szczycę się posiadaniem szlachetnej, okazałej łysiny.
Po trudnych początkach, z reguły przychodzą chwile znacznie przyjemniejsze. Naśladując pozostałych użytkowników ofuro, znalazłem sobie swoje „stanowisko” do mycia się. Składają się nań: wygodny stołeczek, niewielka miseczka, bateria z prysznicem, mydło, szampon i … lustro. W pierwszej chwili zastanowiłem się po co mi ono? U siebie w domu, w kabinie prysznicowej nie mam lustra !
Szybko jednak zrozumiałem, że kabina prysznicowa jest w ogóle kiepskim wynalazkiem. Jest mała, ciasna i niewygodna. Myjąc się na stojąco, nigdy nie możemy umyć stóp, bo często przeszkadza nam w tym wyjątkowo obfity dowód naszego doskonałego apetytu. Próba uniesienia nogi z reguły kończy się zahaczeniem o mieszacz baterii, a to z kolei, błyskawicznie zamienia ciepłą wodę na lodowatą lub też gorącą jak nieszczęście. Do tego pewne jest, że w tym momencie nie sposób uciec, bo właśnie zacięły się drzwi.
W japońskiej łaźni nie ma takich przygód. Siadamy na wygodnym stołeczku, polewamy się ciepłą wodą, moczymy ręczniczek, namydlamy i… myjemy się, myjemy, myjemy, (oj, jak miło!), myjemy itd.
A lustro? Już wiem do czego ono służy! Mamy w końcu możliwość zastanowić się nad swoją nieprzeciętną urodą! Możemy pomyśleć nad mimiką twarzy, potrenować miny ( jeśli akurat nikt na nas nie patrzy, lub tak się nam wydaje). Dzięki lustru mamy swój świat. Poza tym raźniej myć się w towarzystwie tego golca siedzącego po drugiej stronie. On też dodaje nam otuchy, przyjaźnie uśmiechając się do nas…
Kiedy już usunęliśmy z siebie wszystkie „trudy dnia”, po starannym wypłukaniu całego ciała i ręczniczka, możemy przejść do clou programu. Czas na kąpiel! Składamy ręczniczek w kostkę i układamy… Gdzie? Na własnej głowie!
Jest to jedyne miejsce, gdzie możemy przechować ręczniczek nie mocząc go we wspólnym oceanie gorącej wody. Gdybyśmy zostawili ręczniczek na brzegu, to pewnie podzieliłby losy naszych kapci. Kto odróżni swój ręczniczek od ręczniczka sąsiada, skoro w japońskiej łaźni panuje komunizm w (dosłownie!) najczystszej formie?
Podczas mojego pierwszego pobytu w Japonii, kiedy moja znajomość języka była na takim poziomie, że na każde pytanie odpowiadałem jednakowo – uśmiechem, miałem pewną, dość znamienną przygodę.
Na początek trzeba tu powiedzieć, że ze względu na olbrzymie rozmiary budynku, Gośce nie od razu potrafili odnaleźć poszukiwane miejsce. Zatrzymały mnie więc na korytarzu dwie starsze panie i z wielką uprzejmością zapytały mnie… o coś. Odpowiedziałem tak, jak zwykle, nieco może głupawym uśmiechem, co chyba nie do końca wyjaśniło problem. Po chwili namysłu starsza pani położyła złożony ręczniczek na głowie, otwartą dłonią poklepała przykryte miejsce i z powagą rzekła: pacia-pacia ( dołączając znak zapytania przeciągłym ruchem gałek ocznych). Tym razem do uśmiechu dołączyłem gest wskazujący kierunek, w którym należy pójść, jeśli chcemy skorzystać z ofuro.
Świat wypracował szereg sposobów na mycie się. Mamy więc szeroki wybór. Możemy gotować się w fińskiej saunie, pławić w rosyjskiej bani, gdzie opary gorącej wody mieszają się z oparami alkoholu, jeśli mamy akrobatyczne zdolności, to nawet możemy korzystać z naszego poczciwego prysznica. Najlepszą jednak formą kąpieli połączoną z relaksem, jest łaźnia japońska.
I nic dziwnego, że około godziny 18.00 czasu japońskiego, mój japoński przyjaciel Yoshio nigdy nie odbiera ode mnie telefonów. O tej porze zawsze korzysta z ofuro…
Serdecznie dziękujemy za podzielenie się z nami tą historią! 🙂