Był luty. Kończyłam już piąty rok studiów na japonistyce, a jeszcze nigdy nie byłam w Japonii. Tak nie może być! – pomyślałam, po czym załamałam ręce, bo było już za późno, żeby dostać się na jakiekolwiek stypendium. Muszę wyjechać, bo dopiero tam naprawdę nauczę się języka. Poza tym jaki jest sens nauki o kraju, którego nigdy się nie widziało na własne oczy?
To wtedy koleżanka zamieściła na mojej grupie studenckiej ogłoszenie, że szuka osoby chętnej na półroczny staż w Japonii. Organizatorem był AIESEC – studencka organizacja międzynarodowa, działająca od 1948. Założyli ją studenci, którzy mieli na celu chronić pokój na świecie poprzez lepsze porozumienie międzykulturowe. AIESEC ma swoje biura przy największych uniwersytetach na całym świecie i za ich pośrednictwem można wyjechać na staż lub wolontariat w praktycznie każde miejsce na świecie. Senpaika, której już udało się wyjechać, została poproszona przez swojego szefa o znalezienie kolejnej chętnej osoby. Zgłosiłam się, wysłałam dokumenty i CV po japońsku, wkrótce miałam rozmowę kwalifikacyjną z przyszłym pracodawcą przez Skype, a dzień później dostałam wiadomość – gratulujemy i zapraszamy do Japonii. Nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście! W końcu miało się spełnić moje największe marzenie! Na dodatek będę miała możliwość podwyższenia swojego poziomu znajomości japońskiego poprzez pracę z Japończykami.
Mój przyszły pracodawca wystąpił dla mnie o specjalną wizę dla stażystów. Po 3 miesiącach otrzymałam ją pocztą. Po załatwieniu wizy w japońskiej ambasadzie w Polsce mogłam wreszcie kupić wymarzony bilet do Japonii. Pracodawca pokrywał połowę kosztów przelotu.