Podróż do Japonii (wspomnienia Justyny Dajczak cz.3)

Mamefuji już czekała przy lustrze, z kosmetykami wokół siebie. Już wiedziałam, co się święci – będę mogła zobaczyć z bliska cały proces bielenia twarzy.

Pokój, w którym byłyśmy, był garderobą. Mimo zasłonek widziałam całe regały zapełnione papierowymi kopertami z kimonami. Ilość kimon w połączeniu ze świadomością ich wartości (kimona dla gejsz są dziełami sztuki i strojami najwyższej klasy, są niesamowicie kosztowne) zapierała dech w piersiach. Obserwowałam jak Mamefuji najpierw wciera w skórę specjalny wosk (który zwiększa przyczepność całego makijażu), miesza białą pastę z wodą, by uzyskać rzadkiej konsystencji farbę, którą nakłada pędzlem i utrwala puszkiem (który wchłania nadmiar wody i równomiernie rozprowadza kolor), po czym wykańcza całość kolorami – czerwienią oczu, brwi i ust, odrobiną czerni (której niektóre maiko w ogóle nie używają) i różem. Teoretycznie widziałam cały proces na nagraniach w sieci, ale z bliska wywiera zupełnie inne wrażenie. Po makijażu, przyszedł czas na ubieranie. Przy tej okazji mogłam poznać Obasan, „ciocię”, która pracuje w okiya jako pomocnik do spraw wszelakich, m.in. utrzymywania porządku w garderobie i dbania o stroje. Mogłam zobaczyć, które stroje są zaplanowane na ten dzień, a nawet przymierzyć kimono przygotowane dla Mamekiku. Czułam się niesamowicie mając je narzucone na ramiona, delikatny jedwab ro (letnia ażurowa tkanina), ręcznie malowany wzór – suknia estradowa godna primadonny.

Później zjawił się Otokoshi, czyli garderobiany – specjalista od ubierania gejsz w kilogramy jedwabiu. Zwykle jego praca wygląda tak, że po południu odwiedza wszystkie domy gejsz w okolicy i ubiera je do pracy, poświęcając każdej tylko kilka minut. Jestem pełna podziwu dla Jego profesjonalizmu – w mgnieniu oka przemienia maiko ubraną w halkę, w motyla sceny, zawijając ją w ciężkie kimono z trenem, warstwy ozdobnych kołnierzy, mnóstwo pasków i wstążek podtrzymujących strój, no i znak rozpoznawczy maiko – 6-7 metrowy pas z jedwabnego brokatu, który sam waży kilka kilogramów – dlatego zatrudnia się do tego mężczyzn, zawiązanie takiego pasa wymaga nie lada siły.

Błyskawicznie ubrał obie maiko, po czym miałyśmy chwilę na luźną pogawędkę, kiedy ekipa pakowała sprzęt i organizowała następne etapy nagrań. To był jeden z najmilszych etapów całego spotkania, kiedy mogłam porozmawiać z nimi swobodnie, bez kamer. O tym, jakie kimona lubią (na ulubione muszą jeszcze poczekać, bo jako maiko początkujące, przez pierwsze lata powinny nosić stroje pastelowe, dziewczęce, podczas gdy obie wolą ciemne, nasycone barwy), jak długo zapuszczały włosy do woskowanych upięć (o dziwo, włosy do obojczyków są wystarczające, dzięki specjalnym wypełniaczom), mogłam też zapytać Obasan o tak trywialne kwestie, jak metody zmywania białego makijażu z haftowanych kołnierzyków (które są zdecydowanie zbyt delikatne na pranie).

Po wszystkim poszłyśmy razem do sklepu, w którym zaopatrują się w kosmetyki, gdzie mogłam kupić te same produkty, by móc odtworzyć ich makijaż (od czasu podróży już je wypróbowałam – komfort nakładania, trwałość i estetyka efektu są zdecydowanie lepsze od zamienników dostępnych na zachodzie, takich jak produkty do charakteryzacji). Poszłyśmy także do herbaciarni naprzeciwko ich okiya, gdzie mogłyśmy znów pogawędzić, tym razem przy pysznych deserach. Po wszystkim pożegnałyśmy się pod ich domem i tak zakończył się jeden z najpiękniejszych dni mojego życia…

 11112320_1153037501377750_5930681195903873767_o  11865356_1153038121377688_2651737760404773089_o